środa, 16 grudnia 2009

Blokada drogowa!

Zaraz przed 4tą rano, gdy wreszcie zaczynałem pogrążać się w śnie, nasz autobus się zatrzymał. Hostessa wypowiedziała po hiszpańsku wiele słów, których nie zrozumieliśmy, poza jakimiś godzinami czy dniami, pobliskimi wioskami i brakiem autobusów. I tak staliśmy przez kolejnych parę godzin.

Kiedy zaczęło jaśnieć na zewnątrz, zobaczyliśmy, iż nasz autobus nie był jedynym, który utknął w miejscu - zobaczyliśmy także sporo ludzi, Peruwiańczyków i turystów, przechodzących obok nas, wzdłuż drogi.

Ewelina, ciekawa, chciała wyjść na zewnątrz i rozejrzeć się wokoło, ale załoga autobusu nie pozwoliła jej na to. Jednakże jak tylko Ewelina wróciła na swoje miejsce, załoga zmieniła zdanie, otworzono drzwi i zachęcono pasażerów do wyjścia na świeże powietrze.

Ostatecznie znaleźliśmy ludzi, których tak angielski, jak i hiszpański były na tyle dobre, że mogli powiedzieć nam, co się dzieje: blokada drogowa!

Miejscowi wieśniacy zablokowali drogę w ramach politycznego protestu. W zasięgu wzroku nie było policji; ludzie mówili, że mogą minąć dni, zanim sytuacja się poprawi. Blokada drogowa miała znajdować się od nas jakieś 15 minut spacerem, po jej drugiej stronie stały autobusy; była szansa, że się poddadzą i zawrócą - gdyby udało się nam znaleźć w jednym z nich, moglibyśmy kontynuuować naszą podróż do Cusco.

Zatem po kolejnych opóźnieniach, naradach i rozważaniach, wydostaliśmy nasze torby z bagażnika autobusu i zaczęliśmy spacer. Nie było daleko, nie więcej niż 5-10 minut, do blokady drogowej: czterech sporych pagórków piachu i kilku ogromnych kamieni porozrzucanych w poprzek drogi, wieśniaków w ich kolorowych, tradycyjnych strojach, siedzących na wzgórzach otaczających drogę i transparentów z żądaniami, poukładanych na trawie.

O ile się zorientowaliśmy, domagano się asfaltowej drogi.

Wypełniliśmy nasz obowiązek turysty, robiąc zdjęcia i pozdrawiając protestujących. Po drugiej stronie blokady znaleźliśmy autobusy i ciężarówki, ale żadna z nich nie skłaniała się do ruchu. Więc czekaliśmy, rozmawiając z innymi unieruchomionymi turystami i celując nasz aparat na różne rzeczy.

Policja pokazała się w końcu, z tarczami, hełmami i bronią. Nie mierzono jednak w ludzi, negocjator porozmawiał z mieszkańcami wiosek i wreszcie dano pozwolenie na oczyszczenie jednego pasa ruchu. Turyści, kierowcy autobusów i ciężarówek rozpoczęli atak na kopce ziemi, używając do tego łopat, desek, plastikowych butelek czy gołych rąk.

Pierwszym pojazdem, który pokonał blokadę, była jasnożółta wywrotka, wyglądająca jak ogromna zabawka dla dzieci. Zatrzymała się na chwilę po przekroczeniu uszczuplonej kupy piachu, i na wstecznym biegu pokonała ją ponownie. Zanim odjechała, zrobiła to kilka razy, ubijając ziemię po to, by mniej wytrzymałe pojazdy mogły podążyć jej śladem.

Wkrótce potem znowu byliśmy w drodze.

Z powrotem w naszym luksusowym autobusie nadmieniłem Ewelinie, że całkiem dobrze, iż pominęliśmy kaniony wokół Arequipy - to była o wiele lepsza przygoda! Ewelina zaśmiała się i przyznała mi rację.

Cusco, nadjeżdżamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The past!