piątek, 11 grudnia 2009

Nasca

Nasza wizyta w Nasca była bardzo wydajna. W ciągu dwóch godzin od wydostania się z autobusu z Ica wspinaliśmy się na pokład sześcioosobowego samolotu, by polatać nad liniami Nasca.

Zapłaciliśmy po 45 USD za lot, nieco mniej niż oczekiwaliśmy. Zatem wszystko w porządku. W cenę, poza samym lotem, wliczony był także transport na lotnisko i z powrotem. Rozmawialiśmy z innymi turystami na temat cen i innych spraw; sprzedano im nieco droższy lot z obietnicą, iż pilot przeleci co najmniej dwa razy nad każdym co ważniejszym geoglifem, by ludzie po obu stronach samolotu mogli go zobaczyć.

Jak zdążyliśmy już zauważyć, Peruwiańczycy są przyjacielscy, pomocni i całkiem nieuczciwi, gdy przychodzi do sprzedaży. Powiedzą wszystko, by dobić targu. Oferta przedstawiona tym turystom stanowiła tylko jeden z przykładów: nas potraktowano tak, jak ich, nie musieliśmy płacić extra. Podobne naciąganie przydarzyło się nam później tego dnia, gdy w Nasca szukaliśmy obiadu: mężczyzna z ulicy zwabił nas do środka pizzerii, obiecując darmowe pisco sour, gdy jednak złożyliśmy nasze zamówienie, powiedziano nam, iż ów mężczyzna wcale nie pracuje dla tego miejsca. Zero darmowych drinków. Parę minut później zobaczyliśmy go, jak prowadzi kolejnych turystów do stolika obok.

Sam lot, nad liniami Nasca, był fantastyczny. Nasz sześciosobowy samolot niósł pięciu turystów i pilota. Przelecieliśmy nad wieloma słynnymi figurami, wykonując spirale tak zgodne z ruchem wskazówek zegara, jak i przeciwne do nich, nad każdym z geoglifów po to, by wszyscy mogli się im dobrze przyjrzeć. Pokochałem nasz lot i linie; Ewelina żartowała, że są one jednym wielkim oszustwem. Ciągle zapominamy sprawdzić, jak ustalono wiek linii, więc na ile mi wiadomo, Ewelina może mieć rację. Jestem jednak pewien, że przynajmniej ten znak powstał całkiem niedawno.

Wylądowaliśmy po jakichś 30 minutach w powietrzu, i czekaliśmy na obiecaną taksówkę z powrotem do miasta. Czekaliśmy prawie tyle, ile trwał lot, ale w końcu mała "wyścigówka" zatrzymała się przed nami i kobieta z dwójką dzieci wydostała się na zewnątrz. Kobieta z jednym z dzieci wcisnęła się następnie na siedzenie z przodu, my zasiedliśmy w tyle razem z drugim - i jego matką, która była naszym kontaktem na lotnisku. Jak tylko mały samochód, niosąc nas siedmioro, ruszył, kobieta siedząca obok mnie uniosła swoją koszulkę i zaczęła karmić piersią swoje maleństwo. Prawdziwa peruwiańska przejażdżka taksówką!

Po odebraniu naszych toreb z biura podróży, zdecydowaliśmy się nie zostawać na noc w Nasca, lecz zamiast tego wybraliśmy się do drogiego terminalu autobusowego linii Cruz Del Sur, gdzie kupiliśmy bilet na nocny autobus do Arequipy.

Potem wałęsaliśmy się nieco wokół miasta, odwiedziliśmy rynek, bary, nieuczciwą pizzerię, sklep sprzedający Pisco oraz pub, w którym nie było internetu dla gości, choć teledyski na dużym ekranie puszczane były z Youtube...

Gdy nadeszła właściwa pora, wpakowaliśmy się do luksusowego autobusu i pojechaliśmy przed siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The past!