niedziela, 27 grudnia 2009

Taquile

Taquile było naszym drugim przystankiem na jeziorze Titikaka. To całkiem sporych rozmiarów wyspa, zamieszkana przez kilkuset ludzi. Mają tu sklep z miejscowymi wyrobami tekstylnymi, prowadzony przez całą wspólnotę: sprzedawane rzeczy stanowią poważny element dochodu dla ich twórców. My kupiliśmy maluteńkiego Spongeboba Przechowalnioportego.

Razem z grupą zjedliśmy obiad w tutejszej restauracji, również należącej do wspólnoty: smaczną rybę popijaliśmy ciekawą herbatą, zrobioną z ziół rosnących na wyspie. Mieliśmy małe nieporozumienie w trakcie płacenia - najwidoczniej byliśmy jedynymi ludźmi, których obiad nie był wliczony w cenę wycieczki. To tłumaczyłoby, dlaczego była ona taka tania...

Po obiedzie i załatwieniu sprawy z rachunkiem, przespacerowaliśmy się po okolicy do momentu, kiedy nasza łódź odebrała nas z drugiego końca wyspy na wyprawę z powrotem do Puno.

Najbardziej interesującą tu rzeczą były skomplikowanie kolorowe stroje miejscowych. Znawca mógłby wyczytać z czapek tutejszych mężczyzn informacje na temat ich stanu cywilnego czy ich roli we wspólnocie. Dla nas jednakże, owe czapki wyglądały raczej jak kolorowe szlafmyce pozakładane na głowy. Podobnie było z kobietami: miały pompony przyczepione do swych długich warkoczy - ich wielkość również wskazywała, czy były pannami, czy też nie.

Byliśmy poruszeni i zauroczeni ich strojami, choć w tym samym czasie przypominały nam one o tym, jak niezwykłe szczęście mamy, mogąc ubierać się tak, jak chcemy - i gdy chcemy, zatrzymując dla siebie informacje o naszym prywatnym życiu

1 komentarz:

The past!