poniedziałek, 22 lutego 2010

Puerto Varas

Navimag czy nie Navimag?

To pytanie nie pozwalało nam zasnąć po nocach jeszcze gdy byliśmy w Castro. Prom Navimag jest nie tylko absurdalnie drogi, ale i dostaje mieszane opinie na internecie, żeby określić je miłym mianem. Z drugiej strony, żeglowanie na południowy koniec Patagonii, obok lodowców i pomiędzy wyspami... jak tylko zobaczyłem zdjęcia satelitarne regionu (na Google Maps), dobiły one targu. Musimy płynąć, a nasz budżet będzie musiał później jakoś dojść do siebie.

Po drodze z Castro do Puerto Varas zatrzymaliśmy się w Puerto Montt, gdzie kupiliśmy nasze bilety. Będziemy płynąć łodzią!

Tak więc, z głową wypełnioną Navimagiem, nie poświęciłem Puerto Varas prawie żadnej myśli. Było to dla mnie miejsce, gdzie mieliśmy czekać, aż nasza łódź będzie gotowa, by odpłynąć; może uda się nam wybrać na spływ pontonem czy coś w tym stylu, może nadrobimy zaległości w naszej robocie: cyfrowym blogowaniu czy publikowaniu zdjęć.

To ostatnie się nam udało; ten wpis na blogu uaktualnia go całkowicie, a nasze najlepsze zdjęcia są już na internecie. Spływ był za drogi jak na tak-mdłe i tak-krótkie doświadczenie, ale - ku mojemu zaskoczeniu - Puerto Varas i otaczające je tereny okazały się bardzo ciekawe.

Miasto jest urocze, nasze B&B (Hospedaje Ellenhaus) jest tanie, położone w centrum i naprawdę przyjemne. Zjedliśmy w Puerto Varas wyśmienity posiłek serwowany przez radośnie dziwaczną kelnerkę, zaprzyjaźniliśmy się z miejscowymi psinami, i wybraliśmy się na jednodniowe wyprawy do pobliskich miast: Puerto Montt i Frutillas.

Puerto Montt było typową dla ruchliwego portu mieszanką tego, co urocze z tym, co brzydkie: przystań Angelmo jest wspaniała i pełna straganów, wyrobów rękodzielniczych oraz uśmiechniętych urlopowiczów; centrum obnosi się z najbrzydszym centrum handlowym jaki w życiu widziałem oraz rynkiem, którego albo nie mogliśmy znaleźć, albo był tak pozbawiony znaczenia, że go po prostu nie zauważyliśmy. Zaraz obok ścisłego centrum znajdują się przyjemne, małe dzielnice mieszkalne ze ślicznymi domami. Fajnie było spacerować wokoło, ale oboje byliśmy zadowoleni, że nocujemy w Puerto Varas.

Frutillas oznaczało dla nas dwie ulice oraz ładną plażę, ładne domy gościnne i szczęśliwych turystów: pominęliśmy centrum handlowe tego miasta, 2km pod górkę. Zrobiliśmy sobie piknik na plaży i, zachwycając się widokiem na jezioro i niesamowity wulkan Osorno, schroniliśmy się pod drzewem przed oślepiającym słońcem. Odwiedziliśmy następnie fascynujące Museo Histórico Colonial Alemán, wiele dowiedzieliśmy się na temat niemieckiej kolonizacji tego regionu i odkryliśmy, że celem Eweliny w życiu jest zamieszkać w niemieckiej kolonialnej posiadłości.

Później w Puerto Varas odebraliśmy nasze czyste już pranie, zjedliśmy przepyszne vegetariańskie hamburgery ze słodkiej budki Hollyfood po drugiej stronie ulicy, opublikowaliśmy historie naszego życia na internecie i oto teraz rozmyślamy, co do picia i jedzenia zabrać ze sobą na jutrzejszą łódź. Życie jest niezłe.

Będziemy na łódce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The past!