wtorek, 16 czerwca 2009

Polskie wesele i buty trekkingowe

Dziś wstaliśmy o 6tej rano, i przed pożegnaniem z rodzicami Eweliny i złapaniem pociągu do Poznania, zjedliśmy bigos i wypiliśmy po dwa kieliszki specjału jej dziadka. Mam teraz trochę wódki w plecaku...



Wesele w ten weekend było niezłą zabawą! Trwało o wiele dłużej niż jakiekolwiek inne wesele, na którym byłem - dwa dni! Mnóstwo jedzenia, mnóstwo wódki, tańca i gier. Pogoda również dopisała, słońce i niebieskie niebo przez oba dni, toteż spędziliśmy sporo czasu na zewnątrz, ciesząc się z tych pogodowych warunków. Bariera językowa była dla mnie lekkim problemem, tylko paru gości weselnych mówiło po angielsku, a mój polski jest raczej bezużyteczny. Spędziłem zatem całkiem sporo czasu ukrywając się za aparatem fotograficznym i udało mi się zrobić wiele dobrych zdjęć. Ale wziąłem również udział w świętowaniu, rozmawiałem, tańczyłem, uczestniczyłem w zabawach, a nawet (o nie!) - zaśpiewałem piosenkę po islandzku.

Śpiew nie udał się za bardzo, zapomniałem słów w połowie piosenki, ale nie wydawało się to mieć większego znaczenia - goście chyba docenili gest.

Porównując to wesele z tymi, na których byłem: islandzkimi i jednym irlandzkim, powiedziałbym, że najbardziej rozróżnia je wódka. To wesele było również dłuższe (2 dni!) i było na nim o wiele więcej jedzenia niż jestem przyzwyczajony.Wszystko to naprawdę zniknęło! I chociaż wódka może brzmieć przerażająco dla nieprzyzwyczajonych do niej, sposób w jaki ją pito na weselu miał doskonały sens; bardzo małe kieliszki, nie za często, z mnóstwem jedzenia. Nikt się zauważalnie nie upił, ilość była wystarczająca dla podniesienia ludzkiego ducha i zniwelowania paru zahamowań po to, by dobrze się bawić i połączyć dwie rodziny w jedną oraz poznać siebie troszkę lepiej.

Wczoraj Ewelina i ja poszliśmy na zakupy, a naszym osiągnięciem dnia była para bardzo wygodnych, lekkich butów trekkingowych, które zamierzam nosić każdego dnia, przez resztę naszej podróży. Zapłaciłem za nie 349 złotych, czyli jakieś 80 euro - o wiele mniej niż zapłaciłbym za podobne buty w Dublinie. Marka butów to "Alpinus" - na wypadek, gdyby ktoś był zainteresowany, czy miał na ich temat jakieś zdanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The past!